Opis oraz chronologia dyskryminacji języka polskiego, moich dzieci i mnie w Niemczech.
- W dniu 9.07.2003 r. moje dzieci zostają przez moją niemiecką żonę uprowadzone z rodzinnego domu podczas mojej nieobecności i przebywają w nieznanym miejscu.
- Jugendamt Niendorf/Hamburg (w osobie pana Bruno Mohra) na moje proźby – nie umożliwia mi kontaktu z porwanymi córeczkami.
Wojciech Pomorski i córki na zdjęciu
- Na prośby powyższej organizacji skierowane do Jugendamtu i żony o spotkania z dziećmi Jugendamt oraz żona pozostają bez odzewu (ewidentny przypadek łamania prawa przez żonę przy współpracy urzędu, który powinien szanować przynajmniej prawo własnego kraju. Trzeba zaznaczyć, że oboje z żoną posiadaliśmy równe prawa rodzicielskie).
- Na rozprawie w dniu 28.10.2003 w sadzie rodzinnym w miejscowosci Pinneberg żona jest zmuszona podać swój adres (posiadała już mieszkanie blisko swojej matki i ojczyma w dzielnicy Bergedorf w Hamburgu gdzie też przebywała, twierdząc równocześnie, że przebywa w tzw. Domu dla Kobiet). Na rozprawie tej uzyskuje też regulacje rodzaju kontaktów z moimi córeczkami. Sąd przychyla się do wniosku adwokata mojej żony o nadzorowany rodzaj kontaktów z moimi córeczkami aby zapobiec rzekomemu niebezpieczeństwu ich uprowadzenia przeze mnie do Polski. Jugendamt zostaje zobowiazany jak najszybciej zorganizować powyższe kontakty dzieci ze mną.
- Dnia 18.11.2003 dochodzi do spotkania z pracownicą Jugendamtu Bergedorf panią Wraage, podczas którego ustalamy szczegóły mającego lada dzień nastąpić spotkania z moimi córeczkami pod nadzorem w/w osoby. Podczas rozmowy nadmieniam, że z córeczkami będę, jak zwykle, rozmawiać w języku polskim, ale – aby pani Wraage nie czuła się źle – będę też prowadził rozmowy z dziećmi częściowo w języku niemieckim. Zdawało się, że pani Wraage ten pomysł się bardzo podobał.
- Dnia 21.11.2003 r., otrzymałem od pani Wraage sms-a, iż albo będę rozmawiał z moimi córeczkami wyłącznie w jez. niemieckim albo spotkania zostaną odwołane.
- Dnia 24.11.2003 r. stawiłem się u urzędnika Jugendamtu Hamburg Bergedorf, pana Martina Schrödera, który – jako przełożony pani Wraage – powyższy zakaz – wydał. Urzędnik ten potwierdził ów zakaz, nie chcąc mi go jednocześnie dać na piśmie. Zaznaczam, że całą rozmowę nagrałem i posiadam jej dokładny pisemny stenogram. Martin Schröder szantażował mnie, iż jak nie będę chciał się zgodzić na rozmowy z własnymi córeczkami wyłącznie w jez. niemieckim, to ich nie zobaczę, a spotkania które miały się odbyć w dniach: 26.11.2003, 9.12.2003 i 15.12.2003 zostaną odwołane. Urzędnik Schröder okłamywał mnie także, iż nie zna żadnych pracujących tam Polek lub wychowawczyń polsko i niemiecko języcznych (mijało się to z prawdą, ponieważ pracują tam od lat co najmniej 2 Polki, które poznałem osobiście w późniejszym czasie). Panu Schröderowi nie udało się na mnie wymusić zgody na tego rodzaju rasistowskie i dyskryminacyjne praktyki. Wiec, szykanując moje córeczki oraz mnie, odwołał już ustalone terminy spotkań, gdyż upierał się wyłącznie przy języku niemieckim. A tego z kolei ja, jako odpowiedzialny ojciec i Polak nie mogłem zaakceptować, ponieważ zawsze porozumiewałem się z własnymi córeczkami w języku polskim. Uczynił to wbrew wyrokowi sądowemu, który nie ustalał w jakim języku miałyby się te nadzorowane spotkania odbywać.
- Mijały miesiące, Jugendamt Bergedorf w Hamburgu nie podejmował żadnych działań w celu szybkiej organizacji kontaktów z moimi córeczkami. Godnym zaznaczenia jest fakt, że Jugendamt to niemiecki urząd, opłacany m.in. z podatków ok. 2,5 miliona obywateli polskich zam. na terenie Niemiec. Zachodzą pytania: Dlaczego urząd państwowy dopuścił się tak rażącej w Niemczech dyskryminacji obywateli polskich a równoczesnie własnych obywateli (córki i ja posiadamy też obywatelstwo niemieckie)? Dlaczego nie wyciągnięto nawet najmniejszych konsekwencji służbowych i nie ukarano winnych? Dlaczego wspomagano bezprawie i niesłychaną dyskryminację obywateli własnego, a równocześnie innego państwa także nalezącego do Unii Europejskiej? Dlaczego język polski aż tak (do dzisiaj) przeszkadza w Niemczech, że sie go…oducza dzieci?
- W dniu 20.01.2004 mój były adwokat wystosował pismo do Jugendamtu Bergedorf informujące o fakcie posiadania polsko i niemieckojęzycznej przedszkolanki zaproponowanej przez organizacje „iaf e.V.” celem nadzoru spotkań z moimi córeczkami, ponieważ Jugendamt/Bergedorf (Martin Schröder) twierdził (wbrew prawdzie), że nie dysponuje żadną polskojęzyczną pracownicą. W powyższym liście mój adwokat wyjaśniał urzędowi, iż mam jak najbardziej prawo posługiwać się w kontaktach (także) nadzorowanych językiem, którym się zawsze posługiwałem w kontaktach z moimi córeczkami. Prosił też Jugendamt o szybsze działania dla dobra dzieci jak i informował/ostrzegał, iż w sprawę zaczynają się angażować polskie media.
- W dniu 29.01.2004 r. Jugendamt, w osobie pani Brill, poinformował pisemnie, iż nie zgadza się na rozmawianie ojca z dziećmi w języku polskim (wszyscy posiadamy obywatelstwo polskie! ). A oto ów skandaliczny cytat przytaczany wielokrotnie w międzynarodowej prasie:
- Pismo Jugendamtu do Wojciecha Pomorskiego – cytat.
W dalszej części tego pisma znalazła się groźba, iż jeżeli ojciec będzie się nadal upierał przy możliwości rozmów w języku polskim, to dalej nie będzie widział swoich dzieci. Nie zgodzono się również na nadzór przedszkolanki posługującej się dwoma językami i będącej do dyspozycji („iaf e.V.”) bez podania jakichkolwiek przyczyn. W liście tym znajduje się też kilka dość istotnych przekłamań i przeinaczeń np:
a) Twierdzi się tam, że jakoby miałem odmówić brania udziału w spotkaniach z dziećmi, podczas gdy podległy pani Brill pracownik (pan Martin Schröder) odwołał powyższe spotkania nie godząc się na dopuszczenie w jakiejkolwiek formie używania jez. polskiego, co można dokładnie usłyszeć na będącym w moim posiadaniu nagraniu rozmowy z w/w urzędnikiem lub ją odczytać ze stenogramu.
b) Pani Brill twierdzi też, iż w umowie sądowej z dn. 28.10.2003 nie jest ujęte, żeby spotkania mogły się odbywać w jez. polskim. Tu przypominam, iż nie jest tam również ujęte aby miały się również odbywać wyłącznie w jez. niemieckim! Poza tym sprawa komunikowania się w dowolnym języku jest tylko i wyłącznie wewnętrzna sprawa rodziny, co gwarantują prawa człowieka i wiele innych aktów prawnych! Niedopuszczalnym więc jest jakakolwiek ingerencja czy wręcz szantaż tego rodzaju – tym bardziej przez urzędy państwowe, które mają służyć dobru dziecka!
- W dn. 01.03.2004 złożyłem odwołanie od tej skandalicznej, bezprawnej decyzji poparte przez pisemne stanowisko organizacji „Verband binationaler Familien und Partnerschaften, iaf e.V.” (Stowarzyszenie Dwunarodowych Rodzin i Zwiazków Partnerskich), w którym dwie panie psycholog i jedna pracownica socjalna (Niemki) proszą Jugendamt o skorygowanie tak rażących decyzji jak i o przemyślenie stanowiska Jugendamtu względem rodzin dwunarodowych. W liście tym wykazuje się też wyczerpująco, przytaczając argumenty naukowe, błedny tok rozumowania i szkodliwość powyższego zakazu dla rozwoju dzieci ze strony organizacji Jugendamt o statusie urzędu.
- W dniu 28.04.2004 mój adwokat przesłał do Jugendamtu pismo przytaczające fakty i motywujące nasze odwołanie od dyskryminującej decyzji Jugendamtu zakazującej używania jez. polskiego w kontaktach nadzorowanych z moimi dziećmi, oraz uścislające przekłamania Jugendamtu dot. błędnego twierdzenia, że nie zgadzam się jakoby na rozmowy w jezyku niemieckim. Prawda jest taka, iż nie zgadzałem się na rozmowy wyłącznie w języku niemieckim i z całkowitym pominięciem języka polskiego (co mówiłem już pani Wraage i panu Martinowi Schröderowi w czasie rozmów w dniach: 18.11.2003 i 21.11.2003 podczas których sam zaproponowałem rozmowy w obu jezykach).
- Odtąd nastapił okres całkowitej bezczynności (ponad 6 miesięcy!) Jugendamtu, aż do dnia 2.09.2004 r., w którym to dniu nadeszło pismo Jugendamtu informujące o mającym się odbyć w dniu 10.09.2004 r. posiedzeniu Komisji Odwoławczej w celu rozpatrzenia mojego odwołania od dyskryminującej język polski decyzji o zakazie używania mojego języka ojczystego podczas ustalonych, a następnie odwołanych przez Jugendamt, spotkań pod nadzorem.
- Mając na uwadze celową i szkodliwą bezczynność i ignorancje Jugendamtu – w tej niewiarygodnej wręcz sprawie tak jawnej dyskryminacji obywateli niemieckich i równocześnie polskich i celowego wynaradawiania ich dzieci w Niemczech, wystosowałem pismo z dnia 23.07.2004 r. na ręce Ambasadora RP pana dr Andrzeja Byrta w Berlinie. W powyższym pismie zwróciłem się o pomoc w sprawie, wydanego przez Jugendamt/Bergedorf skandalicznego i gwałcącego wszelkie normy międzynarodowe cywilizowanego świata, zakazu porozumiewania się z własnymi dziećmi w jęz. polskim. Pismo to zostało równocześnie wysłane do wielu mediów w Polsce, czego odzewem były artykuły w prasie polskiej, niemieckiej, angielskiej i australijskiej.
- W dniu 03.08.2004 wysłałem też pismo, obrazujące te rasistowskie praktyki w urzędzie niemieckim, do Kanclerza RFN pana Gerharda Schrödera. Niestety, nikt z kancelarii pana kanclerza Schrödera nie był łaskaw udzielić mi odpowiedzi na w/w pismo, mimo, iż zostało ono wysłane listem poleconym, jak również faksem. Nie skutkowały też liczne moje prośby telefoniczne o interwencje i odpowiedź w tej sprawie jawnej i jaskrawej dyskryminacji swoich obywateli na terenie Niemiec, przez ich własne urzędy i za pieniądze podatników w Niemczech (przecież moje dzieci i ja jesteśmy również w posiadaniu obywatelstwa niemieckiego! ).
- Reakcją polskich placówek konsularnych w Niemczech na list do Ambasadora z dn. 23.07.2004 r. oraz na serie artykulów w polskiej prasie, było pismo Konsula Genaralnego p. Andrzeja Kremera z dnia 01.09.2004, w którym informuje mnie o przeprowadzeniu dwóch rozmów telefonicznych z Jugendamtem Hamburg oraz z Urzędem ds. Socjalnych Miasta Hamburga oraz o wysłaniu pisma do nadzorującego pracę Jugendamtu kierownika Urzędu Bezirksamt Hamburg Bergedorf (które przesłano mi z Konsulatu faksem w dniu 30.09.2004). W piśmie tym chodziło o wyjaśnienie sprawy dyskryminacji i ograniczenia używania języka polskiego i wskazującego m.in. na fakt, że Traktat Polsko-Niemiecki o Dobrym Sąsiedztwie i Przyjaznej Współpracy z dnia 17.06.1991 r. gwarantuje obywatelom obydwu państw możliwość porozumiewania się w swoim ojczystym języku. W pismie tym Konsulat zwrócił też uwagę, że od dnia 01.05.2004 r. język polski jest językiem oficjalnym Unii Europejskiej.
- W dniu 01.09.2004 r. sporządziłem pismo do Konsulatu RP w Hamburgu, w którym prosze Konsula Generalnego aby przybył osobiście na posiedzenie Komisji Odwoławczej w dn. 10.09.2004 r. w nadziei, że urzędnicy i członkowie w/w komisji, zważając na obecność przedstawiciela polskiej dyplomacji, odstąpią od tak jaskrawego i dyskryminującego zakazu używania języka polskiego w kontaktach z moimi dziećmi.
- W dniu 10.09.2004 r. odbyło się posiedzenie Komisji Odwoławczej Urzędu Dzielnicowego Bergedorf (Bezirksamt Bergedorf), po której poinformowano mnie pismem z dnia 14.09.2004 (8 stron), że zakaz jezyka polskiego zostaje dalej utrzymany w mocy i ta decyzja nie zostanie zrewidowana. (Na w/w posiedzeniu była obecna pani Konsul Pronobis, mój adwokat, ja oraz członkowie w/w komisji i przedstawiciele Jugendamtu Bergedorf ).
- W dniu 4.10.2004 r. Bezirksamt Hamburg Bergedorf (w osobie pana Christopha Kruppa) wystosował odpowiedź na pismo Konsulatu z dnia 30.08.2004 r., w którym twierdzi, że dostrzega dużą wartość wielojęzyczności, ale sprawę postrzega odmiennie jak Konsulat. Tu nastepują oszczerstwa pod moim adresem nie mające zwiazku z zakazem języka polskiego, w sądownie przysługujacych mi kontaktach z własnymi dziećmi, do przeprowadzenia których był zobowiązany tenże urząd. Dalej pan Krupp twierdzi, że mówie całkiem dobrze po niemiecku (jakby to miało jakiekolwiek znaczenie) i dlatego nie mogę wymagać aby Jugendamt przeprowadzał spotkania nadzorowane ojca z własnymi dziećmi z dopuszczeniem języka polskiego! Dalej twierdzi pan Krupp, że poza spotkaniami nadzorowanymi mogę się zawsze posługiwać w języku polskim. Następnie Pan Kupp ubolewa, jakie to przykre, iż eksponuje się sprawe zakazu jezyka polskiego wynosząc ją do kwestii zasadniczej (Prinzipienfrage). Rozpisuje się on także o tym jak ważne są spotkania ojca z dziećmi…i że te spotkania mogą jedynie wtedy dojść do skutku, gdy zgodzę się na spotkania z własnymi córeczkami pod nadzorem w dotychczas oferowanej formie (czyli z całkowitym wykluczeniem jezyka polskiego!). W końcu stwierdza, że byłby bardzo wdzięczny panu Konsulowi Generalnemu, gdyby wpłynął na mnie w ten sposób, abym zgodził się na spotkania nadzorowane w dotychczas proponowanej formie, czyli z całkowitym pominięciem języka polskiego (!).
Pierwsze spotkanie Wojciecha Pomorskiego z córkami po 2 latach
- W dniu 12.10.2004 r. nadeszła odpowiedź z Urzędu ds. Spraw Socjalnych Miasta Hamburga (Behörde für Soziales und Familie), w którym poucza się Konsulat (tak jakby nie miał o tym pojęcia) odnośnie „spotkań nadzorowanych” (betreuter Umgang) oraz tłumaczy się kiedy i gdzie się je stosuje i co to w ogóle są „spotkania nadzorowane”. Dalej uznaje się, że tu nie ma mowy ani o jakiejkolwiek dyskryminacji ojca (o dzieciach obywatelkach polskich się nie wspomina) ani o dyskryminacji jego (mojego) języka ojczystego. Potem nastepują wywody dot. tego jak ważne jest aby w czasie spotkań nadzorowanych wszyscy w nie zaangażowani mówili w jednym języku i że dobro dziecka musi być tu ważniejsze jak wszystko inne. (Ani słowa o możliwości nadzoru przez osobę władająca dwoma językami. Całą „wine” spycha się na mnie bo… przecież bezsensownie upieram się przy języku polskim). Następnie twierdzi się że Urzędy Dzielnicowe podejmują wszelkie decyzje w swojej gestii (tak jakby mogły samowolnie i bez ograniczeń robić co chcą i nie podlegały już komukolwiek ani niczyjej kontroli) oraz odsyła się Konsulat Generalny do odczekania – na pismo Zwierzchnika Urzędu Dzielnicowego (Bezirksamt) Hamburg Bergedorf pana Christopha Kruppa w przypadku gdyby jeszcze nie nadeszło.
- Po wymienionych dwóch zbywających odpowiedziach urzędów i władz niemieckich na pisma Konsulatu w Hamburgu, Jugendamt stosował dalej grę obliczoną na czas i dalej wspomagał bezprawnie moją żonę w łamaniu prawa. Efektem tych „starań” i łamania prawa było „zniknięcie” moich dzieci i żony na początku listopada 2004 roku.
- W dniu 18.10.2004 r. zaskarżyłem z moim adwokatem do sądu administracyjnego w Hamburgu dyskryminująca decyzję Jugendamtu dot. zakazu porozumiewania się z córeczkami w języku polskim i odmowy przeprowadzenia spotkań nadzorowanych nawet przy pomocy organizacji „iaf e.V” w nieuwłaczających godności warunkach (tj. z dopuszczeniem używania języka polskiego w czasie spotkań z moimi dziećmi).
- W piśmie z 20.10.2004 r. sąd administracyjny w Hamburgu, poinformował nas o przyjęciu sprawy i nadaniu jej odpowiedniego numeru.
- W wyniku złożenia pozwu sądowego z dn. 18.10.2004 r. przeciwko Jugendamtowi w piśmie z dnia 29.10.2004 r. Bezirksamt (Urząd Dzielnicowy Hamburg) prosi sąd o wycofanie sprawy twierdząc, że „stara sie znaleźć osobę władającą językiem polskim i niemieckim” (godnym odnotowania jest fakt, że osoby takie pracują od lat w Jugendamcie, a dodatkowo od roku Stowarzyszenie „iaf e.V.” proponowało nadzór przez osobę władającą oboma jezykami, na co ani Jugendamt, ani Bezirksamt, włącznie z komisją odwoławcza, nie chciał się zgodzić).
- Na początku października 2004 r. spotykam się z od lat pracującą dla i w Jugendamcie panią Florek władająca dwoma językami, o której istnieniu nie chciał przez tak długi czas nikt w Jugendamcie pamietać. W czasie tegoż spotkania ustalamy szczegóły przyszłego spotkania z moimi córeczkami. Następnie już wg. wywodów Jugendamtu – ma być przeprowadzone spotkanie zapoznawcze w/w pani z moją żoną i ustalenie późniejszych terminów spotkań.
- Pomimo moich ustawicznych interwencji i pytań odnośnie terminu spotkania z dziećmi, nie zostają mi udzielone konkretne informacje, zbywa się mnie tym, że jeszcze nie było spotkania z moją żoną bo… nie można jej jakoby osiągnąć telefonicznie i dlatego nie ma ustalonych terminów. Znowu mijają tygodnie zwodzenia, oczekiwania i naiwnej wiary w dobrą wolę i brak stronniczości Jugendamtu…
- W dniu 9.11.2004 r. mój adwokat, w odpowiedzi na pismo Bezirksamtu Hamburg Bergedorf z dn. 29.10.2004 r. proszące sąd o oddalenie skargi przeciw Jugendamtowi (Miastu Hamburg), pisze, że „…pochwala decyzje oskarzonego (Miasta Hamburg) w tym sensie, że przynajmniej teraz stara się znaleźć polskojęzyczną pracownicę, która mogłaby przeprowadzić spotkania nadzorowane w języku polskim z moimi dziećmi…”. Zwraca równocześnie uwagę na fakt, że już od roku mi takowe spotkania przysługiwały. Abstrahując też od powyższego pisze, że nie jest dla niego zrozumiałe, że oskarżony (Miasto Hamburg) jawnie – tak jak i wcześniej – nie chce się zgodzić na, już od roku stojąca do dyspozycji, możliwość przeprowadzenia spotkań nadzorowanych w języku polskim poprzez Stowarzyszenie „iaf e.V.”
- W dn. 24.11.2004 r. mój adwokat wysłał faksem oraz pocztą, na ręce zwierzchnika Bezirksamtu Hamburg Bergedorf i Jugendamtu, pana Kruppa, pismo ponaglające i przypominające o ważności kontaktów ojca z dziećmi. W piśmie tym zapowiada także podjęcie dalszych kroków prawnych przeciwko Jugendamtowi i Bezirksamtowi w razie dalszej rażącej bezczynności, gwałcącej prawa moich dzieci i ich ojca do w/w spotkań. Przypomina też, że Jugendamt – jako urząd państwowy – ma wiele możliwości nawiązania kotaktu z moimi dziećmi i moją żoną.
- Dnia 29.11.2004 r. udałem się na policję – po uprzedniej wizycie w Jugendamcie, gdzie mnie dotąd zbywano w sprawie łaskawego „zezwolenia” na rozmawianie w języku polskim z moimi dziećmi i gdzie nic nie robiono w celu nawiązania natychmiastowych kontaktów z moją, od dłuższego czasu jakoby nieuchwytną, żoną. Policja, która wysłała na miejsce radiowóz, sprawdziła mieszkanie dzieci i żony i poinformowała mnie, że mieszkanie jest już od dłuższego czasu opuszczone oraz, że żona wywiozła dzieci do Wiednia w Austrii. Niestety, żona ani Jugendamt nie zawiadomili mnie o powyższym, mimo, że posiadam prawo do regularnych kontaktów z córeczkami i, podobnie jak żona, posiadam prawa rodzicielskie. Tu nasuwają się logiczne zestawienia faktów, czyli wyrafinowane działania Jugendamtu: Jugendamt – mając już pozew w sądzie o zakaz języka polskiego, przekroczenie swoich uprawnień i kompetencji oraz o łamanie Traktatu Polsko-Niemieckiego (nie wolno nie wspomnieć o zainteresowaniu miedzynarodowych mediów tą sprawą) – pozornie ”zgadza się” na rozmowy w języku polskim… I nagle „przypomina sobie” o pracującej tam jednej z Polek, ale równocześnie żona wraz z dziećmi ”znika” (przerywając pierwszą klasę córeczki Justyny i przedszkole Iwony Polonii na początku listopada 2004 r.)! Doskonale obrazuje to schemat perfidnych działań Jugendamtów niszczących za wszelką cenę emocjonalny związek dzieci z nieniemieckim małżonkiem. Zakrawa to na jawną kpinę i nierespektowanie działań na rzecz tzw. „dobra dziecka”! Narzuca się pytanie: Czy jest dobrem dziecka pozbawianie go bezprawnie przez tak długi okres czasu i pod tak chorym pretekstem (jak zakaz rozmawiania „…z fachowo-pedagogicznych względów…” po polsku) kontaktów z jednym z rodziców, a tym samym wykorzenienie tego dziecka z jego podwójnej tożsamości?? Czy takie rasistowskie i dyskryminacyjne praktyki są dopuszczalne i mogą być bezkarnie tolerowane w urzędach państwowych kraju będącego członkiem Unii Europejskiej??
- W dniu 29.11.2004 r. mój adwokat wystosował na ręce zwierzchnika Urzędu Dzielnicowego i Jugendamtu pismo, w którym nawiązuje do pomówień, oszczerstw, twierdzenia nieprawdy i przedstawiania mojej osoby w negatywnym świetle jakie zawarł pan Krupp (zwierzchnik Bezirksamtu i Jugendamtu) w piśmie z dnia 04.10.2004 r. adresowanym do Konsulatu Generalnego w Hamburgu. Mój adwokat wyraził w powyższym piśmie swoje oburzenie z powodu tak nierzeczowej i naruszającej ustawę o ochronie danych osobowych odpowiedzi zwierzchnika Bezirksamtu p. Kruppa na pismo Konsulatu z dn.04.10.2004 r., stawiającej mnie w negatywnym świetle. W piśmie tym wystosowanym na ręce zwierzchnika Bezirksamtu Pana Kruppa, domagamy się przeprosin od pana Kruppa za twierdzenie nieprawdy, nieuzasadnione czymkolwiek rozpowszechnianie pomówień i oszczerstw pod moim adresem i za stawianie mnie bez powodu w negatywnym świetle. W piśmie tym zapowiadamy też wejście na drogę prawną w przypadku braku przeprosin oraz nieodwołania powyższych krzywdzących twierdzeń. Niestety na to pismo nie doczekałem się do dnia dzisiejszego odpowiedzi…
- Dnia 10.12.2004 r. Bezirksamt Hamburg Bergedorf wysłał ponowną prośbę do sądu administracyjnego w Hamburgu z prośbą o odrzucenie mojej skargi przeciwko Miastu Hamburg motywując to tym, iż przeprowadzenie spotkań nadzorowanych nie leży już jakoby w gestii Jugendamtu Hamburg Bergedorf, ponieważ żyjąca ze mną w separacji żona w międzyczasie opuściła Niemcy i przeprowadziła się do Austrii.
Zaskakuje tu brak „gestii”, a kilka miesięcy później (lipiec i sierpień 2005 r.) nagle mimo rzekomego „braku gestii” taki nawał pracy, wysłanie skandalicznych paszkwili pod moim adresem z Jugendamtu Hamburg Niendorf (Bruno Mohr) do Wiednia, bo…chodziło o zasądzone na moją korzyść spotkania już bez nadzoru z dziećmi. (Dysponuje dokumentacją tej częściowo udostępnionej mi korespondencji, tekstami moich skarg na pracę Jugendamtu oraz uzyskanymi skandalicznymi odpowiedziami).
Dziwnym trafem – gdy w dniu 12.05.2005 r. sąd zasądził mi 2 spotkania nadzorowane z dziećmi (do których doszło) a miało już dojść do wyegzekwowania spotkań nie nadzorowanych (w przypadku pozytywnej opinii nadzorującej pedagog jeden weekend, który dzieci miały spędzić już ze mną bez nadzoru oraz 2-tygodniowy pobyt u mnie w czasie ferii letnich w 2005 r.) – Jugendamt był do tego stopnia nadgorliwy, że błyskawicznie współpracował z odpowiednim urzędem we Wiedniu aby… nie dopuścić do naszych wspólnych spotkań! Już nie interesowała Jugendamtu bardzo pozytywna opinia pani pedagog nadzorującej przez 7 godzin moje spotkania z córeczkami ani pilność respektowania niemieckiego wyroku sądowego, ani tzw. dobro dzieci – lecz interesowały znane już i w odpowiednich sytuacjach przytaczane pomówienia w celu wpłynięcia na ukazanie mojej osoby w negatywnym świetle urzędom austriackim. Cel został osiągnięty, czas minął i dzieci nie widziały swojego ojca ani w weekend ani w czasie ferii letnich! Pytam: dlaczego równie gorliwie Jugendamt nie zadziałał w czasie gdy żona była jakoby „nieuchwytna”, a potem, po odnalezieniu jej przez policję niemiecką we Wiedniu – nie potrafił doprowadzić do spotkań dzieci ze swoim ojcem? Czy jest to normalne?
- Dnia 14.01.2005 r. zamknięcie dochodzenia w sprawie odszukania dzieci i żony przez policję w Hamburgu oraz udostępnienie mi wglądu do akt śledztwa. Otrzymuję aktualny adres zamieszkania żony wraz z uprowadzonymi dziećmi. Niestety, Jugendamt nie był dalej zainteresowany tak często szermowanym argumentem „dobra dziecka”, którym tak hojnie szermował w sprawie zakazu używania języka polskiego! W żaden sposób nie starał się wpłynąć na urzędy austriackie i niemieckie celem doprowadzenia do jak najszybszych spotkań dzieci z ich polskim ojcem! W efekcie doprowadzono jedynie do dalszego wyobcowania córek od ojca i do całkowitego oduczenia ich języka polskiego!
- W dniu 12.05.2005 r. miała miejsce sprawa rozwodowa w sądzie rodzinnym Hamburg Bergedorf. Zonę zobaczyłem po ok. 23 miesiacach – przyjechała na rozprawę z Austrii. Na chwilę przed rozpoczęciem w/w rozprawy sędzia, który dowiedział się, iż od 23 miesięcy nie widziałem własnych córeczek, rozumiejąc palące zagrożenie dobra dziecka – od razu dołączył sprawę kontaktów z dziećmi do sprawy rozwodowej i zasądził dwa spotkania nadzorowane jeszcze w maju 2005 r., a nastepnie zadecydował, iż, w wypadku pozytywnie zaopiniowanych w/w spotkań, dzieci mają spędzić ze mną i w moim mieszkaniu cały weekend w czerwcu 2005 r. oraz spędzić wspólnie ze mną w Hamburgu dwa tygodnie w czasie trwania austriackich ferii letnich w 2005 r.
Jednak Jugendamt Hamburg Bergedorf znowu nie chciał, mimo próśb sędziego i mojego adwokata (pismo do sądu z dnia 31.05.2005 r.), pomoc w przeprowadzeniu tych spotkań z dopuszczeniem języka polskiego w rozmowach z moimi córeczkami, więc sędzia sam zatroszczył się o przeprowadzenie i zorganizowanie dwóch spotkań nadzorowanych w dniach 27 oraz 28.05.2005 r. przez znaną mu i jednocześnie Jugendamtowi panią pedagog Margarethe Dawid, pracujacą w instytucji „Kinder & Familienhilfe- Zentrum Lohbrügge”, blisko wspolpracującą z Jugendamtem Hamburg Bergedorf. - W dniach 27 oraz 28.05.2005 r. odbyły się w/w spotkania nadzorowane z moimi córeczkami, w których – wyłącznie dzięki zaangażowaniu, wstawiennictwu oraz upartości sędziego (Jugendamt nie chciał znowu przy tym pomoc!) – miałem jedynie teoretyczną możliwość rozmawiać z nimi w języku polskim. Teoretyczną, bo niestety, w czasie pierwszego spotkania z dziećmi (po 23 miesiącach współpracy Jugendamtu w torpedowaniu tych kontaktow!) nadzorująca te spotkania pani pedagog Margarethe Dawid oraz ja musieliśmy z wielkim bólem przyjąć do wiadomości fakt, iż moje córeczki zostały całkowicie oduczone języka polskiego! Zauważyliśmy, że córki wręcz boją się powiedzieć jakiekolwiek słowo w tym języku! Nie ukrywam – było to dla mnie bardzo bolesne przeżycie…
- W piśmie z dnia 31.05.2005 r. mój były adwokat Ralph-Dieter Briel zawiadamia sąd (Verwaltungsgericht Hamburg), że w dniach 27 i 28.05.2005 r. odbyły się dwa spotkania nadzorowane, które zostały przeprowadzone przez panią dyplomowaną pedadog Margarethe Dawid z „Kinder- & Familienhilfe- Zentrum Lohbrügge” po tym gdy Jugendamt Hamburg Bergedorf – pomimo nadziei stron oraz sądu – ponownie nie czuł się kompetentnym (między innymi w osobie Pana Martina Schrödera) aby postawić do dyspozycji osobę nadzorującą. Dalej mój były adwokat stwierdza (nie porozumiawszy się wcześniej w tej sprawie ze mną), że spór/sprawa „się zakończył -a”. Po powyższym incydencie nielojalnej współpracy z nim – wypowiedziałem mu pełnomocnictwo i zmieniłem adwokata.
- Na podstawie decyzji sądu (Verwaltungsgericht Hamburg) z dn. 21.06.2005 r. postępowanie przeciw miastu Hamburg umożono. W umotywowaniu jednakże stwierdzono, że nie jest to jednoznaczne, iż „sprawa się zakończyła”, gdyż „…sąd jak najbardziej widzi prawo dzieci i ich ojca do pomocy w przeprowadzeniu spotkań nadzorowanych w języku polskim, aby utrzymać naturalną dla dzieci formę komunikacji i do wspierania ich dwujęzycznego wzrastania, co jak najbardziej odpowiada ich dobru. Odmowa tejże pomocy (ze strony Jugendamtu) jest wręcz niemożliwa do obrony”.
- W dniu 27.06.2005 r. złożyłem skargę urzędową (Dienstaufsichtsbeschwerde) na wszystkie pięć osób (Martin Schröder, pani Brill, pani Pia Wolters, pan Matthias Zabel, oraz pan Christoph Krupp) pracujących w Jugendamcie Hamburg Bergedorf i zamieszanych bezpośrednio w celowe niedopuszczanie do sądownie przysługujących mi kontaktów nadzorowanych z dziećmi (byłem i jestem w posiadaniu praw rodzicielskich).
Wszystkie te osoby są zamieszane w sprzeczną z prawem pomoc w niedopuszczanie od listopada 2003 r. do prawnie przysługujących nam spotkań nadzorowanych oraz uprowadzenie dzieci przez moją byłą żonę do innego kraju. Nadmieniam, że taka pomoc jest karalna. - W dniu 05.07.2005 r. mój adwokat pan Rudolf von Bracken wystosował na ręce zwierzchnika Urzędu Dzielnicowego Hamburg Bergedorf (Bezirksamt Hamburg Bergedorf) pismo domagające się pisemnych przeprosin Miasta Hamburga, za uczynione nam, moim dzieciom i mnie, bezprawie oraz o odszkodowanie w wysokości 15.000 Euro za nieodwracalne nam uczynione szkody moralne i psychiczne.
Kilka dni później nadeszła z Urzędu Dzielnicowego (Bezirksamt) Hamburg Bergedorf odmowa przeprosin oraz zapłacenia zadanego odszkodowania. Pismo powyższe podpisał pan Matthias Zabel.
- Dnia 18.07.2005 r. pan Bruno Mohr z Jugendamtu Hamburg Niendorf ( który podlega Urzędowi Dzielnicowemu Hamburg Eimsbüttel – w dzielnicy mojego zamieszkania) wystosowal do mnie pismo, w ktorym prosi mnie „abym się z nim skontaktował w celu umówienia terminu spotkania z nim”, ponieważ pan Mohr chciałby „zasięgnąć mojego stanowiska odnośnie wniosku złożonego w Austrii ze strony mojej byłej żony o wyłączne prawa rodzicielskie i ustalenia terminów do odwiedzin przy pomocy urzędów”. Pan Bruno Mohr twierdził tam też, że ma istnieć (jakoby jej jeszcze nie posiadał) decyzja sądu Hamburg Bergedorf (Amtsgericht Hamburg Bergedorf) odnośnie regulacji spotkań z moimi dziećmi.
- W odpowiedzi na skargę, dotyczącą zwierzchnika Urzędu Dzielnicowego pana Christopha Kruppa (jednej z pięciu osób), a podpisaną przez pana Jürgena Warmke-Rose z „Amt für Bezirke und Verwaltungsreform” w Hamburgu z dn. 18.07.2005 r. stwierdzono, iż pan Krupp zezwalając i biorąc udział w łamaniu prawa i zakazywaniu języka polskiego, a pod tym pozorem niedopuszczając przez ponad roczny okres do kontaktów dzieci z ojcem, nie naruszył w niczym swoich uprawnień służbowych!
- Dnia 20.07.2005 r. otrzymałem list od pana Bruna Mohra z Jugendamtu Hamburg Niendorf (list z dn. 18.07.2005 r. patrz punkt 41). Ponieważ znałem już dobrze fałsz i przewrotność tego urzędnika poprosiłem mojego adwokata Rudolfa von Brackena o porozmawianie przez telefon z tym panem. Nie chciałem więcej narażać się na kontakt z w/w urzędnikiem, który traktował mnie jak oskarżonego i nie doprowadził do jakichkolwiek spotkań z moimi dziećmi od lipca 2003 do 28.11.2003 r. Adwokat rozmawiał z panem Bruno Mohrem lecz ten upierał się przy tym abym koniecznie przyszedł do niego osobiście. Na prośbe mojego adwokata pojechałem do pana Bruno Mohra. W czasie rozmowy pan Mohr traktował mnie znowu jak w czasie przesłuchania na policji i próbował mi wmówić, że dzieci nie widziałem tak długo, bo upierałem się przy języku polskim. Na moją sugestię, że nikt nie ma prawa zakazywać komukolwiek rozmów z własnymi dziećmi w języku w jakim zawsze ze sobą rozmawiali oraz, że to rozstrzygnie sąd, że sprawa ta jest też uregulowana w prawach człowieka oraz w Traktacie Polsko-Niemieckim z 1991 r. pan Mohr powiedział, że Traktat Polsko-Niemiecki go „gówno obchodzi”. Odpowiedziałem na to, że jeżeli państwowe urzędy niemieckie traktaty międzynarodowe „gówno obchodzą” („Scheißdreck”) to nie dziw, że się wtedy ludzi tak dyskryminuje jak mnie oraz moje córeczki zakazując rozmów we własnym języku z własnymi dziećmi. Wtedy pan Bruno Mohr skoczył jak zelektryzowany z krzesła, z rozmachem otworzył dzwi i krzyknął do mnie „Wynocha stąd!” („Raus hier!”). Na takie słowa opuściłem pokój, w którym urzędowal Bruno Mohr, zaznaczając, że nie chciałem do niego przyjść, ale on przy tym tak zażarcie obstawał, więc dostosowałem się do jego życzenia i przyszedłem. Dokładny opis rozmowy znajduje się w skardze z dnia 12.12.2005 r. na naganną i szkodliwą wręcz dla obywateli pracę pana Mohra.
- Następnego dnia tj. 21.07.2005 r. złożyłem ustną skargę w Jugendamcie Hamburg Niendorf na pana B.Mohra w związku z tak skandalicznym potraktowaniem mnie przez niego w jego urzędzie. Zaznaczam, że do dziś nie otrzymałem pisemnej treści mojej ustnej skargi na zachowanie Bruno Mohra w stosunku do mnie.
- Pan Bruno Mohr formułuje w dniach 20 i 21.07.2005 r. dwa pisma a raczej skandaliczne paszkwile pod moim adresem, w których oczernia mnie w niedopuszczalny sposób, a których adresatem jest Sąd Administracyjny Hamburg-Bergedorf (Anfrage z dn. 20.07.2005) oraz Urząd ds. Dzieci i Młodzieży we Wiedniu (Amtshilfeersuchen i Bericht z 21.07.2005). W pismach tych Bruno Mohr nakłania Urząd d/s Młodzieży i Rodziny, przede wszystkim, do nierespektowania wyroku sądowego z dnia 12.05.2005 r. Pisma te kipią wręcz nienawiścia do mojej osoby i chęcią zdyskredytowania mnie w oczach sądu oraz Urzędu ds. Dzieci i Rodziny we Wiedniu. Są one pełne ohydnych oszczerstw, kłamstw i przeinaczeń wielu faktów oraz insynuacji mających na celu niedopuszczenie i utrudnienie respektowania, korzystnego dla mnie i moich dzieci, wyroku sądu z dnia 12.05.2005 r. w sprawie wzajemnych – już nie nadzorowanych – kontaktów między nami. Mohr pisze tam m.in. o tym, że jakoby miałem opisywać w mediach jednego z jego kolegów z Jugendamtu jako Naziste zapominając o fakcie, iż nie napisałem żadnego artykułu (były pisane przez dziennikarzy) oraz, że w żadnym z nich nikt nie został nazwany nazistą. Ważne w owych paszkwilach jest dla Mohra, iż wystosowałem pięć skarg przeciw jego kolegom z innego Jugendamtu oraz przeciw niemu samemu. Jest to tak cenne, że nie ma w tych „sprawozdaniach” i „ekspertyzach” miejsca aby ująć to co najistotniejsze, a mianowicie, jak bardzo pozytywnie odbyły się kontakty z moimi córeczkami w dniach 27 i 28.05.2005 r. O tym ani słowa, a przecież to było najistotniejsze! Niestety Pan Mohr nie ujmuje w owym piśmie faktów mogących pokazać cokolwiek pozytywnego w mojej osobie (jako ojca). Nie stara się też zacytować opinii pani dyplomowanej pedagog nadzorującej spotkania z moimi córeczkami. Nie ma też w owych „ekspertyzach” ani slowa o moim wyksztalceniu pedagogicznym (jestem nauczycielem języka niemieckiego z zawodu) i wielu innych ważnych faktach. Gdy otrzymałem po ponad miesiącu kopię tych pism z Wiednia i z sądu to zmuszony byłem wystosować urzędową skargę w dn. 12.12.2005 r. na tak obelżywe i tendencyjne „ekspertyzy”, „sprawozdania” (a raczej paszkwile) i poczynania B.Mohra na swojej państwowej posadzie w Jugendamcie. Oczywiście dysponuje wszystkimi w/w pismami.
- Dnia 28.07.2005 r. pani Brigitte Samtleben sporządziła odpowiedź na moją ustną urzędową skargę na pana B. Mohra, w której stwierdziła, że pan B.Mohr próbował mi wyjaśnić, że „nie widzi aby sedno sprawy (jakiej sprawy?) znajdowało się na płaszczyźnie językowej jak i w Traktacie Polsko-Niemieckim” oraz, że słusznie postąpił wyrzucając mnie w tak prostacki sposób ze swojego pokoju. Pełny tekst znajduje się w w/w odpowiedzi z dnia 28.07.2005 r.
- W dniu 03.08.2005 r. Sad Rodzinny Hamburg Bergedorf podejmuje decyzje o nalozeniu na moja byla zone kary grzywny w wysokosci 250 € za to, ze nie umozliwila i zbojkotowala ustalenia zawarte w Decyzji tegoz Sadu z dn. 12.05.2005 r., tj. nie dopuscila do pobytu dzieci z ojcem w czasie jednego weekendu w czerwcu 2005 r., oraz zagrozil dalsza kara grzywny w wysokosci 2000 € w razie zignorowania dalszego ustalenia sadu, iz dzieci maja byc u ojca w Hamburgu przez dwa tygodnie w czasie trwania austriackich ferii letnich. Niestety i to nie pomoglo…patrz nastepne punkty oraz szczegolnie punkt 52.
- W dniu 16.08.2005 r Bruno Mohr wysyla zawiadomienie do sadu Administracyjnego Hamburg Bergedorf, w ktorym twierdzi, ze jedna z pracownic Jugendamtu z Wiednia miala mu telefonicznie powiedziec tego samego dnia, iz moja corka Iwona-Polonia odmawia calkowicie kontaktow ze mna, poniewaz – wg. B.Mohra – mialem jakoby ja bic wielokrotnie pasem. Dodatkowo pan Mohr twierdzi, ze mialem jakoby, powolujac sie na doniesienia mojej bylej zony, grozic jej uprowadzeniem dzieci do Polski… Szkoda ze nie wymyslono jeszcze bardziej drastycznych insynuacji
- W dniu 16.08.2005 r. moj adwokat sklada do sadu Krajowego w Hamburgu (Landgericht Hamburg) skarge przeciw Miastu Hamburg reprezentowanemu przez Bezirksamt Bergedorf i przez Pana Christopha Kruppa, zadajac 15.000 Euro odszkodowania i przeprosin na pismie, za dyskryminacje m.in. jezykowa i niedopuszczanie do spotkan miedzy nami przez Jugendamt Hamburg Bergedorf przez okres prawie 23 miesiecy oraz jaskrawe naruszenie godnosci, praw krajowych, praw czlowieka, traktatow miedzypanstwowych i moich praw rodzicielskich oraz szkodliwe dzialania przeciw dobru dziecka.
- Dopiero w dniu 22.08.2005 r. nadeszla odpowiedz na postawione zarzuty w mojej skardze z dn. 27.06.2005 r. pozostalym czterem osobom podlegajacym Panu Christophowi Kruppowi. Oczywiscie nie dopatrzono sie tam zlamania oraz przekroczenia obowiązków służbowych przez ktorakolwiek z zaskarżonych osób.
Wynika z tego, że odmawianie prawnie przyslugujacych mi spotkań nadzorowanych z moimi córeczkami przez tak długi okres czasu było prawidłowe i zgodne z uprawnieniami służbowymi wszystkich pięciu kolektywnie działających osób!
Pragnę zwrócić uwage, ze Jugentamt jest to urzad panstwowy – tym bardziej powinno tam obowiązywać przestrzeganie prawa niemieckiego i miedzynarodowego oraz podstawowych praw człowieka – nie wspominając już o Traktacie Polsko-Niemieckim! - W dniu 30 sierpnia 2005 r. mijają austriackie wakacje, a tym samym zostają (przy destrukcyjnej postawie Jugendamtu Hamburg Niendorf i Hamburg Bergedorf) stworzone fakty dokonane. Ich „owoce” to niedopuszczenie do wyegzekwowania wyroku sadowego z dnia 12.05.2005 r. przyznajacego moim dzieciom i mnie jeden wspolny weekend w czerwcu oraz wspolny pobyt dzieci ze swoim ojcem przez okres dwoch tygodni w Hamburgu. Oba te pobyty miały być bez nadzoru. Niestety, czas minął, do spotkań nie doszlo i Jugendamty…przestały już goraczkowo pisać do Wiednia oraz sadu paszkwile na mnie oraz listy zachecajace Jugendamt we Wiedniu do nierespektowania wyrokow sadu niemieckiego, a przyczyniajace sie do sankcjonowania bezprawia i dalszego lamania praw dzieci do spotkan ze swoim ojcem oraz moich praw rodzicielskich.
- Dnia 08.09.2005 r. Hanseatisches Oberlandesgericht w Hamburgu wydal Decyzje odwolujaca i anulujaca wczesniej przez Sad Rodzinny Hamburg Bergedorf wydana decyzje z dn. 03.08.2005 r. nakladajaca, na moja byla zone, kare grzywny w wys. 250 € oraz grozaca takowa w wys. 2000 € w wypadku nieudostepnienia mi dzieci na okres 2 tygodni w czasie trwania austriackich ferii letnich! Coz – nastepny objaw bezkarnosci w pelni majestatu prawa!
- Dnia 05.10.2005 r. adwokat (Oliver Wilhelm) reprezentujacy interesy zaskarzonego Miasta Hamburga, w sprawie o odszkodowanie i przeprosiny za wyrzadzone szkody i razace naruszenie prawa oraz nie umozliwianie prawnie przyslugujacych mi oraz dzieciom wspolnych kontaktow, wyslal pismo do Sadu Krajowego w Hamburgu, ustosunkowujac sie w nim do moich zarzutow zawartych w Skardze z dnia 16.08.2005 r. Pismo powyzsze otrzymal tez moj adwokat wraz ze mna.
- W dniu 20.10.2005 r. moj adwokat odpowiada na pismo adwokata strony przeciwnej (punkt 53) wysylajac w/w pismo takze do Landgericht Hamburg.
- W dniu 16.11.2005 r. Sad Rodzinny Hamburg Bergedorf zarzadzil o oddaniu sprawy o spotkania (Umgangsrecht) z dziecmi jurysdykcji austriackiej, rownoczesnie uznal swoja gestie w sprawie praw rodzicielskich (Sorgerecht). W w/w decyzji sad prosi tez moja byla zone aby umozliwila dzieciom przynajmniej kontakt telefoniczny i pisanie listow oraz kartek do swojego ojca.
- W dniu 21.11.2005 r. Sad Krajowy Hamburg sporzadza Decyzje, w ktorej odmawia mi udzielenia pomocy finansowej niezbednej do dalszego prowadzenia sprawy przeciwko Miastu Hamburg o odszkodowanie oraz o pisemne przeprosiny za niedopuszczanie do kontaktow z dziecmi, dyskryminacje itd. Sad motywuje swoja decyzje tym, iz – w/g Sadu – sprawa nie ma szans powodzenia i ze po zarzadzeniu o zakazie jez. polskiego wydanym przez Jugendamt nie wyczerpalem wszystkich mozliwosci prawnych aby sprawe szybko sadownie wyjasnic…
- W dniu 12.12.2005 r. skladam Urzedowa Skarge na skandaliczne zachowanie Bruno Mohra (Jugendamt Hamburg Niendorf) o utrudnianie i torpedowanie sadownie mi przyslugujacych kontaktow z dziecmi, o pomowienia, oszczerstwa i obrazanie mnie w swoich paszkwilach wysylanych do Sadu Hamburg Bergedorf i do Jugendamtu we Wiedniu. Wspominam w tej skardze, ze pan Mohr nazwal tez Traktat Polsko-Niemiecki „brudnym gownem” („Scheißdreck”) i nie pracuje zgodnie ze swoimi oficjalnymi wytycznymi.
- W dniu 18.12.2005 r. skladam petycje w sprawie razacej dyskryminacji jezyka polskiego oraz w imieniu grupy innych Polakow na rece Przewodniczacego Komisji Petycji Parlamentu Europejskiego, Posla do Parlamentu Europejskiego pana Marcina Libickiego (PiS).
- Dnia 20.12.2005 r. odbywa sie w Berlinie Konferencja Prasowa w sprawie dyskryminacji Polakow i ich dzieci w Niemczech, dotyczy rowniez w/w petycji jak i przebiegu rozmow Doradcow Posla do Parlamentu Europejskiego i Przewodniczacego Komisji Petycji Parlamentu Europejskiego pana Marcina Libickiego (PiS), panow Norberta Nepieraja oraz Szymona Szynkowskiego vel Sek z odnosnymi wladzami niemieckimi oraz z kompetentna obsada Ambasady w Berlinie.
- W dniu 28.12.2005 r. Sad Krajowy Hamburga w odpowiedzi na natychmiastowe zazalenie (z dn. 23.12.2005 r.) mojego adwokata od pierwszej odmownej decyzji z 21.11.2005 podejmuje ponownie (po raz drugi) decyzje o odmowie udzielenia mi pomocy finansowej do prowadzenia procesu przeciwko Miastu Hamburg o dyskryminacje itd.
- Dnia 20.01.2006 r. – otrzymuje informacje, ze Hanseatisches Oberlandesgericht (Hanzeatycki Wyzszy Sad Krajowy) w Hamburgu do sprawy o dyskryminacje dolaczyl akta wczesniejszej sprawy z 18.10.2004 r.
- W dniu 31.01.2006 r. poinformowano mnie z Parlamentu Europejskiego (Wydzial ds. Dzialalnosci Poselskiej) o oficjalnym przyjeciu Petycji z dn. 18.12.2005 r. w sprawie dyskryminacji jez. polskiego i Polakow oraz ich dzieci przez instytucje panstwa niemieckiego (w szczegolnosci Jugendamty).
- W dniu 06.02.2006 r. w Hanzeatyckim Wyzszym Sadzie Krajowym odbyla sie sprawa o gestie dotychczasowego Sadu Rodzinnego w Hamburgu (w ktorego gestii dotychczas byla sprawa) lub o przekazanie sprawy dot. praw rodzicielskich (Sorgerecht) do sadu we Wiedniu (czego domaga sie strona przeciwna tj. byla zona). Niestety, jak mozna bylo z doswiadczenia z sadami niemieckimi drugiej instancji przypuszczac, sedzia Kleffel z w/w sadu zadecydowal – wbrew jednoznacznym przepisom prawnym i naginajac prawo (powolujac sie przy tym wylacznie na tzw. „dobro dziecka” – jest to ulubiony argument oddalania od polskiego rodzica w Jugendamtach i sadach niemieckich) – o przekazaniu sprawy o prawa rodzicielskie (znajdujacej sie dotychczas w gestii sadu Hamburg Bergedorf!) do sadow austriackich. W ten sposob chce sie prawnie usankcjonowac uprowadzenie dzieci do innego kraju, co gdzie indziej jest prawnie scigane jako przestepstwo.
- Aktualnie moj adwokat pracuje nad zlozeniem zazalenia konstytucyjnego (Verfassungsbeschwerde) do Verfassungsgericht w Karlsruhe w sprawie tej skandalicznej decyzji sadu z dn.06.02.2006.
- Dodaje, ze w niniejszej chronologii nie ujalem pism dot. uprowadzenia dzieci z Niemiec i odmow prokuratury i sadow niemieckich dotyczacych sprowadzenia dzieci do Niemiec na podstawie Umowy Haskiej oraz odmow wszczecia sledztwa w sprawie bezprawnego wywiezienia dzieci do Austrii.